Jednak było warto kupić box Kina Świat, zawierający ostatnie dokonania Bunuela. To z pewnością jego najdojrzalszy okres twórczy i do tego wreszcie mógł nakręcić co chce- cenzura w latach 70 uspokoiła się. "Mroczny przedmiot pożądania" jest po prostu kwintesencją stylu reżysera.
Opowieść o odwiecznej męskiej potrzebie zdobywania kobiety jest tutaj jeszcze bardziej natchniona Freudowskim duchem niż "Piękność dnia". A przy tym niepozbawiona zabawnych scen, oraz komentarza społecznego. Surrealizm pięknie tutaj koresponduje z symbolizmem. Aktorzy tylko dopełniają to dzieło.
W moim odczuciu to historia mężczyzny, marzącym o kobiecie, której nie może mieć. Bunuel przedstawia różne stadia jego pożądania oraz cele, których spełnienia nie może się doczekać. Niestety w każdej sferze Conchita jest nieosiągalna. Nie chce ona dzielić z bohaterem łoża, nie jest w stanie być mu wierna, nie potrafi poświęcić mu czasu, ani nawet przestrzeni (zamykając przed nim drzwi). Faber nie bez powodu jest tutaj starszym mężczyzną- film koresponduje niejako z "Tristaną" przedstawiając okres z życia ludzkiego, w którym nasza władza i pieniądze przestają się liczyć. Zostaje tylko pogarda innych, bo nie widzą oni naszej przyszłości.
SPOILER
Niespodzianką okazuje się jednak zerwanie z ulubionym motywem Bunuela. Ostatni jego film i bohater w końcu osiąga swój cel. Przypominam że w poprzednich obrazach reżysera, często pojawiał się wątek losu, który zawsze niweczył marzenia postaci. Choćby w "Dyskretnym uroku burżuazji" bohaterowie nie mogli zjeść kolacji. Tutaj Faber, który przez cały film chce zdobyć Conchitę, w finalnej scenie tego dokonuje. Puenta idealna na sam koniec kariery. Miłe zaskoczenie...
Oj, oj, nie zgadzam się z puentą. Uważąm, ze na końcu bohater przegrał. Mimo, iż wie jaka jest nasza Conchita, to znów, po raz enty, daję się uwieść jej urokowi i wchodzi jeszcze raz do tej samej rzeki. I znów jej nie zdobędzie...
Dużo światła na moje wywody o Bunuelu rzuciła mi jego autobiografia. Mogę się mylić lecz on sam zakończenia "Mrocznego przedmiotu pożądania" nie tłumaczył i chyba napisał wprost, że go nie rozumie, lecz mu się strasznie podoba. Można z tego wywnioskować, iż było dziełem współscenarzysty lub autora książkowego oryginału, albo kolejną zabawą Luisa z surrealizmem.
"Moje ostatnie tchnienie" - kupiłem ją oddzielnie, bo do mojego boxu nie dołączyli. Dobra lektura, zawierająca kilka wstydliwych ciekawostek z życia Chaplina i Daliego ;) Może być tak, że się zgrywa, bo różne dziwactwa on tam wypisuje (chyba nawet przypisuje sobie olbrzymie telepatyczne zdolności jak wspominam).